Tym razem chcieliśmy podzielić się z Wami prawdziwą i bezpretensjonalną historią Oli i Ale. Pary, która postanowiła wziąć swój ślub w Klubie Bankowca.
I choć nie znamy tak naprawdę zbyt wielu szczegółów tej polsko-szwajcarskiej historii, to właściwie od pierwszych chwil poczuliśmy się w towarzystwie Oli i Ale po prostu dobrze.
Ona urzekła nas już na progu rodzinnego domu, witając nas radośnie wśród zgrai szczekających i merdających ogonami psów. On ujął swym olśniewającym, tajemniczym uśmiechem, za którym dostrzegliśmy nieco nieśmiałości.
Wszystko co działo się tego dnia toczyło się swoim naturalnym rytmem. Bez odgrywania ról, bez prób wypełnienia wyobrażeń na temat przygotowań, ubierania, czy first looków. Może dlatego czuliśmy się tak swobodnie i tak dobrze robiło nam się zdjęcia. No bo co powiedzielibyście na to, że suknia Panny Młodej miała ponad sto lat? I że Ola zakładała ją sama, na poddaszu, a gdy nie udało jej się zapiąć guzików, z pomocą przybył tata, bo akurat miał wolne ręce.
Dzięki temu, że towarzyszyliśmy Oli i Ale podczas kameralnych przygotowań, wiedzieliśmy dokładnie jaka jest nasza rola. Wiedzieliśmy jak powinniśmy fotografować w dalszej części dnia.
Podczas ceremonii próbowaliśmy być niemal niewidoczni. Później, w trakcie aperitifu bardzo staraliśmy nie przeszkadzać, nie ingerować i nie odrywać Młodych od ich bliskich i przyjaciół.
Fotografując ślub w Klubie Bankowca mogliśmy naprawdę wyżyć się reportażowo, zwinnie i dyskretnie łapać znaczące momenty oraz gesty, a uwierzcie nam, była ich cała masa!
Suknia: Etsy
Buty: American Duchess
Garnitur: Reykjavik District
Miejsce: Klub Bankowca
Kwiaty: Pasja Kwiatowa
MUA: Emi Noremberg
